niedziela, 24 listopada 2013

Co nowego u mnie?

Hmmm... Znowu zaczynam od tłumaczenia się, bo dawno mnie nie było, a działo się, działo...
Spadły liście z drzew, a moja córka skończyła 10 lat, co przypięczętowała trzema imprezami i trzema tortami. Wszystkie robiłyśmy wspólnie, nie bez przygód, bo takie "sama, sama" u dziesięciolatki może generować różne katastrofy. Koniec końców tąpnięty z jednej strony tort przykryłyśmy kolorowymi wiórkami i dwadzieścioro gości (średnia wieku 8.7) zjadło czekoladowe cudo do ostatniego okruszka.  Niektórych prezentów nie zdążyła jeszcze otworzyć, część zaanektował Franio, a część już wisi, leży albo powiewa.  
Julek skończy 12 lat za miesiąc, ale na razie mówi, że nie chce imprezy. Mam nadzieję, że nie zmieni zdania w ostatniej chwili. Ale jestem przygotowana, jakby co to tort bezowy z kremem z mascarpone i słuchawki w prezencie. Szczęśliwie mam link do tych słuchawek, bo ja się na tym nie znam.
Franio ma etap rycerza, pogromcy smoków, ewentualnie rycerza, który ratuje lalki i siostrzyczkę z łap dinozaurów ( z akcentem na "u").
 
Mam trzeciego kota, którego nazwałam Bronek. Jest czarny, podobny do diabełka i absolutnie uroczy. Już się do nas przyzwyczaił, wchodzi, gdzie można, najlepiej na głowę. Na włosach w końcu najlepiej się leży i ugniata łapką. Milla go zaakceptowała, Mello też (teraz patrzy z dezaprobatą co młodzież wyprawia i miauczy), więc jest dobrze. Przy okazji pojawienia się Bronka wymyśliłam dobry tytuł na powieść dla nastolatek "Przebiegłam drogę czarnemu kotu". Można wykorzystać, bo ja raczej chyba nie napiszę takiej książki ;-)
 
A propos mnie i książek. Byłam w Krakowie na Tagach Książki. Mam śliczne zdjęcia ;-) Uśmiecham się na nich, bo dzieciaki przychodziły po kolejną część "Julka i Mai" i pytały, kiedy następna i następna... I jakby kto pytał, to następna w lutym. Obecnie się redaguje i rysuje. Mogę tylko zdradzić, że bohaterowie są częściowo ci sami, co w części trzeciej, poza tym wracam ( w pewnym sensie) do umysłu ludzkiego, a jako zabawna postać występuje tym razem przemądrzały, mówiący, niebieski kot.
 Z wydawnictwem Akapit Press pojechałam jeszcze do Wrocławia i tam spotkanie z dzieciakami było jak zawsze magiczne. Poznałam Bartka, który jest fanem cyklu, ma zamiar tworzyć filmy animowane, a pierwszy film, który właśnie powstaje z jego ręki, to "Julek i Maja w labiryncie". Wyobrażacie sobie? I jeszcze zapłaty nie chce... ;-) Przy okazji zapraszam wszystkich do Łodzi, na Piotrkowską, gdzie w Muzeum Włókiennictwa o 12.00 w niedzielę 1.12.13 r. odbędzie się spotkanie miłośników ciekawej książki. Kto z Łodzi - zapraszam.
A moje inne książki... 
Spełniają się moje marzenia. Na poczatek te o tłumaczeniu moich książek. I oto jest. "O małpce, która spadła z drzewa" została przetłumaczona na język angielski. 
Jest w formie ebooka w Amazonie, w formacie Apple, cokolwiek to znaczy. Pozostaje tylko dotrzeć do odbiorców (czyli rodziców dzieci chorych na padaczkę). Staram się, staram. I pomaga mi wielu ludzi, zupełnie bezinteresownie, za co składam serdeczne podziękowania.  
 
"Lady M." wyjdzie jednak po nowym roku. Nie ma sensu wypuszczać książki teraz, tuż przed Świętami, żeby zginęła w powodzi książkowej wydawnictw, które mają dużo większe możliwości reklamy swoich książek niż moje wydawnictwo "2-gie piętro". Ja też nie mam cierpliwości, ale za to książka będzie naprawdę piękna i bardzo starannie przygotowana.
Pojawiło się trochę nowych recenzji "Olśnień". Od Magdy Paź i Kasi Hordyniec. Bardzo dziękuję, dziewczyny.
"Orfeusza" prawie nie ma. W niektórych księgarniach Świata Książki są pojedyncze egzemplarze, poza tym na Allegro. Ale obiecuję, że "Orfeusz" będzie. Obiecuję także nowe "Olśnienia". No właśnie...
I tych obietnic dotrzymam...

7 komentarzy:

  1. Warto poczekać, jeśli książka ma być pięknie wydana:) Czekamy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z prawdziwą przyjemnością przeczytałam wieści od Ciebie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze chciałam mieć koty i psy razem, ale jak nastał Franciszek, mój Jack Rusell Terrier, to się okazało, że jego poczucie terytorialności i brak mozliwości negocjacji, zweryfikowały moje plany na sierściuchy miałczące.
    I tu nastąpił wieki żałosny wzdech

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo teriery bardzo terytorialne są :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety tak. I uparte. Trzeba mi było małego teriera wraz z małym kotem do domu przynieść, teraz by razem spały w jednym łóżku. Albo i nie.
      Nic to, już się tego nie dowiem

      Usuń

komentarze anonimowe, jeżeli będą niekulturalne i obraźliwe, będę niestety usuwać...